Wiecie co ... niby dzień
jak co dzień, wstałem rano z zamiarem przebieżki porannej (około 6km dla
ścisłości), w celach ogólne-zdrowotnych. Udało się.
Pozbierałem
zwłoki z łóżka – Udało się.
Przetarłem oczy –
Udało się.
Wdziałem kapcie –
Udało się (prawie po najpierw włożyłem lewą stopę do prawego…)
Podchodzę do okna
….eee…no i co ? Deszcz, no ale mówili, że pięknie ma być. Dziś drugi dzień
Wiosny ( no to prawie jak wiosna w pełni-nie ?).
Ale jak mawiał
MacGyver…a może nie będę cytował…w każdym razie Uda się !
Zawiązałem
buciory i "wijo", poleciałem sobie przed siebie.
Muszę przyznać,
że minęło parę lat odkąd biegałem sobie w deszczu (nie całkiem celowo), i
wrażenia są całkiem ciekawe, jako że trening zasadniczo można by przełożyć - nie jest to jakaś nagląca konieczność.
Dzięki jednak tej determinacji dzisiejszej (albo dlatego, że mi się już do
łóżka wracać nie chciało…), zauważyłem pewne pozytywy biegania w deszczu (no
może nie jakiejś tam ulewie, ale systematycznym „kapu, kap”) :
- Powietrze – no to jest wprost rewelka, niesamowicie się oddycha. Człowiek dostaje to co lubi ciało – nawilżone powietrze bez pyłu i smogu i innego fruwającego badziewia (np.much);
- Ciapu Ciap – po paru kilometrach, już nie jest tak istotne czy pada (oczywiście nie mówię tu o oberwaniu chmury i piorunach…), bo w zasadzie jesteś i tak mokry, lub chociaż lekko zmachany (czyli spocony)… ;
- Luz blues, cisza i spokój – raczej nie napotkasz napalonych rowerzystów, albo też innych użytkowników ścieżek w ilości uniemożliwiającej trening, tak jest o wiele przestronniej;
- Powietrze – czy mówiłem już o powietrzu…aaa…tak – no więc jest rewelacyjne ;)
Więc, reasumując –
polecam wam czasem wybrać się w deszczyk na trening, jest ciekawie, inspirująco
i na pewno nie nudno.
Człowiek z cukru
nie jest (może tylko gdzieniegdzie z tłuszczu…) więc się nie rozpuści – gwarantuję.
Pozdrawiam,
bsc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz