środa, 22 marca 2017

Biegam w deszczu - „...some sort of...Singin’ in the Rain”



Wiecie co ... niby dzień jak co dzień, wstałem rano z zamiarem przebieżki porannej (około 6km dla ścisłości), w celach ogólne-zdrowotnych. Udało się.

Pozbierałem zwłoki z łóżka – Udało się.

Przetarłem oczy – Udało się.

Wdziałem kapcie – Udało się (prawie po najpierw włożyłem lewą stopę do prawego…)

Podchodzę do okna ….eee…no i co ? Deszcz, no ale mówili, że pięknie ma być. Dziś drugi dzień Wiosny ( no to prawie jak wiosna w pełni-nie ?).

Ale jak mawiał MacGyver…a może nie będę cytował…w każdym razie Uda się !

Zawiązałem buciory i "wijo", poleciałem sobie przed siebie.

Muszę przyznać, że minęło parę lat odkąd biegałem sobie w deszczu (nie całkiem celowo), i wrażenia są całkiem ciekawe, jako że trening zasadniczo można by przełożyć  - nie jest to jakaś nagląca konieczność. 

Dzięki jednak tej determinacji dzisiejszej (albo dlatego, że mi się już do łóżka wracać nie chciało…), zauważyłem pewne pozytywy biegania w deszczu (no może nie jakiejś tam ulewie, ale systematycznym „kapu, kap”) :


  1. Powietrze – no to jest wprost rewelka, niesamowicie się oddycha. Człowiek dostaje to co lubi ciało – nawilżone powietrze bez pyłu i smogu i innego fruwającego badziewia (np.much); 
  2. Ciapu Ciap – po paru kilometrach, już nie jest tak istotne czy pada (oczywiście nie mówię tu o oberwaniu chmury i piorunach…), bo w zasadzie jesteś i tak mokry, lub chociaż lekko zmachany (czyli spocony)… ;
  3. Luz blues, cisza i spokój – raczej nie napotkasz napalonych rowerzystów, albo też innych użytkowników ścieżek w ilości uniemożliwiającej trening, tak jest o wiele przestronniej; 
  4. Powietrze – czy mówiłem już o powietrzu…aaa…tak – no więc jest rewelacyjne ;)


Więc, reasumując – polecam wam czasem wybrać się w deszczyk na trening, jest ciekawie, inspirująco i na pewno nie nudno.

Człowiek z cukru nie jest (może tylko gdzieniegdzie z tłuszczu…) więc się nie rozpuści – gwarantuję.

Pozdrawiam,
bsc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz