Dziś było
deszczowo, ale nie za bardzo, więc się wybrałem…pobiegać. Powietrze lekko
przeczyszczone (wszystkie pyły opadły z opadem ;)), pobiegłem na swoją
standardową trasę poranną, ale nie o tym chciałem.
Chciałem się z
wami podzielić wrażeniami z mojego doświadczenia z biegania TYŁEM. Jest to dość
”ackward” jak niektórzy twierdzą, ale muszę przyznać, że ma swój sens. Ja traktuję
bieganie tyłem jako małą kilkuset metrową przebieżkę, która ma na celu :
- Przyspieszyć spalanie kalorii – tak to jest inny ruch niż, normalnie – niektórzy naukowcy (jajogłowi) twierdzą, że bardzo pomaga. Jak się postaracie to nawet znajdziecie sugestię na niektórych Orbitrekach – by użyć „biegu wstecznego” dla lepszego efektu interwału/spalania. Ja nie zauważyłem jakiejś masywnej poprawy w tym kierunku, jednak myślę, że ma to sens;
- Priopriocepcja – to łacińskie słowo, pomaga wyjaśnić, dlaczego niektórzy są bardziej sprawni od innych. Podczas biegu tyłem, pomagamy ją kształcić i razem z nią poprawiamy czucie mięśni głębokich, ich praca wzmaga się – to mój główny cel;
- Na nudę – bieganie tyłem ma i inne zalety, osobiście nie jestem fanem długich monotonnych biegów, lubię wplatać kalistenikę i inne aktywności w poranny trening. Bieganie tyłem mi pomaga i uwierzcie rozwija „istotę szarą” (to coś co znajduje się pod skorupą czaszki, a patrząc z boku – głęboko za uszami ;))
Jak wiecie, celów
może być znacznie więcej, dla mnie ważne jest jednak to, że mi pomaga. Odciąża
nieco stawy i działa dobrze na „cardio”. Mogę więc z czystym sumieniem
zareklamować wam bieganie tyłem jako miłą alternatywę (oczywiście jeśli obce
wam uczucie wstydu;) – a Lans wam jest obcy – bo biegacz biegnący tyłem …yyy…no
to trochę komiczny widok dla „gapia”), rozwijającą i kształcącą.
Proszę was tylko
o jedno, zadbajcie o gładką nawierzchnię, bo o uraz niełatwo – no chyba, że
macie oczy z tyłu głowy…a w to już nie wnikam.
Pozdrawiam,
bsc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz